Deatte kara doredake onaji kizu wo oi
piątek, 25 września 2015
Rozdział 1
Niebo coraz bardziej pokrywało się ciemnymi chmurami, zwiastując nadchodzącą burzę. Nagły podmuch wiatru porwał, kartki leżące na ławce rozsypując je po parku. -Cholera!-powiedział do siebie, jasnowłosy chłopak szybko wstając, aby pozbierać swoje rysunki, zanim wiatr poniesie je dalej. Nagle usłyszał głośnie szczekanie i zanim się zorientował, co się dzieje, już leżał na ziemi. Gdy lekko uniósł głowę, zobaczył wyciągniętą w jego stronę męską dłoń.
-Przepraszam, nic ci się nie stało?-Do jego uszu dotarł lekko zaniepokojony głos.
-N-nie. Trochę się potłukłem.-Podniósł się z ziemi i otrzepał brudne od piasku ubranie. Po chwili jego wzrok przykuł nie małych rozmiarów pies zjadający właśnie JEGO rysunki.
-Zostaw to!-Krzyknął do psa, wyrywając mu z pyska obślinioną kartkę.-Świetnie-Mruknął lekko zły zbierając resztę swoich prac.
-To było coś ważnego?-zapytał lekko skruszony mężczyzna.
-Prace na konkurs plastyczny -rzucił ze zrezygnowaniem, wkładając resztki kartek do teczki.
-Naprawdę bardzo przepraszam. On zawsze był grzeczny...-zaczął się tłumaczyć, lecz Louis już go nie słuchał. Jego wzrok wędrował po ciele mężczyzny, oceniając go.
-Przystojny...-Mruknął cicho. Po chwili zdał sobie sprawę, że powiedział to na głos.
-Co?-Zapytał zaskoczony dwudziestoczterolatek.
-Nie nic!-Krzyknął od razu jasno włosy chłopak, czerwieniąc się przy tym. Spuścił wzrok zajęty nagle podziwianiem swoich butów.
-To co? Zgadzasz się? -Zapytał z uśmiechem na twarzy ciemnowłosy.
-Na co?-Spojrzał zaskoczony. Czuł się trochę głupio, zdając sobie sprawę, że gapił się na mężczyznę, kompletnie ignorując to, co do niego mówi.
-Pytałem, czy dasz się zaprosić na kawę w ramach przeprosin. Wybacz, zapomniałem się przedstawić. Jestem Alan.-Powiedział, wyciągając dłoń w stronę chłopaka.
-Z chęcią. Louis.-Odpowiedział, ściskając dłoń ciemnowłosego. Wiatr lekko przybrał na mocy roztrzepując włosy chłopaka na wszystkie strony. Mężczyzna wyciągną rękę, kierując ją na odstające kosmyki blondyna. Przygładził je lekko, po czym zanurzył w nich palce. Louis spuścił głowę w dół, próbując ukryć pojawiający się na jego twarzy rumieniec. Już chciał coś powiedzieć, gdy nagle poczuł zimną kroplę na swoim karku. Spojrzał na niebo, a raczej czarne chmury zakrywające je.
-Chodź, podwiozę cię, zaraz rozpada się na dobre.-Mruknął Alan, niechętnie odsuwając dłoń od delikatnych włosów szesnastolatka.
-Nie trzeba dam sobie rade- Uśmiechnął się zakłopotany całą tą sytuacją.
-Nie marudź tylko chodź- Rzucił, idąc w stronę samochodu. Chłopak szybko ruszył za nim. Poczuł dziwne ciepło w środku. Propozycja starszego w pewnym stopniu go ucieszyła. Wsiedli do środka i zapieli pasy.
-Gdzie mieszkasz ?-
- (tak bardzo nie chce mi się wymyślić adresu) -Powiedział i skierował swój wzrok na krople deszczu, które powoli spływały po szybie. Czuł się niezręcznie. Nie wiedział co powiedzieć. Może zacząć jakąś rozmowę? Nagle poczuł ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Spojrzał w stronę mężczyzny, napotykając jego wzrok.
-Jesteśmy na miejscu.- Uśmiechnął się lekko do blondyna.
-Um...dziękuję.- Mruknął cicho, cały się czerwieniąc.
-Nie ma za co. Co do wypadu na kawę pasuje ci w sobotę o 14?
-T-tak, jasne. Podasz mi swój numer? -Zapytał nieśmiało, wyciągając telefon z kieszeni. Włączył go i czekał, aż ciemnowłosy podyktuje mu cyferki. Spojrzał na mężczyznę zaskoczonym wzrokiem, gdy ten zabrał mu telefon i z chytrym uśmieszkiem wystukiwał coś na klawiszach. Po chwili oddał mu z powrotem telefon, nie przestając się uśmiechać. Zabrał swoje rzeczy i wysiadł z auta, rzucając ciche „cześć” na pożegnanie. Odwrócił się jeszcze i pomachał do Alana. Otworzył drzwi i uśmiechnięty wszedł do mieszkania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)